piątek, 30 kwietnia 2010

Luzackie dni

Wydawało się, że mam dzisiaj urlop od wyjazdów z domu, od telefonów i od budowy, ale nie - musiałam wyjść, lecz nie żałuję. Pojechałam bowiem, do jednego z banków po ciężko zarobione pieniądze Joanny i Colina, które dzisiaj weszły na konto. Żal by było żeby leżały przez nadchodzące wolne dni na zerowym koncie.  Przetargałam więc je do drugiego banku - z lepszym oprocentowaniem. Normalnie robię tzw. "trójkąt bermudzki", czyli: pierwszy bank-kantor-drugi bank. Dzisiaj kurs lipny, więc zostawiłam zielone na dni kilka w tym "lepszym" banku.
Tatuś/Wojtuś na statek idzie dopiero we wtorek, więc:
- sobota: grillujemy z Ciocią Ewą i Wujkiem Rysiem!
- niedziela: spacer i moczenie Rustego w jeziorze Krypko! A przy okazji popatrzymy na nasze kominy :)
- poniedziałek: absolutne lenistwo, albo i nie, zobaczymy!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz