środa, 30 maja 2012

Zapraszam Amerykę do skopania...


naszej ziemi :)


A serio - postanowiłam reaktywować tego bloga :) Skłonił mnie do tego mail, który otrzymałam od mojego brata:




Tu też mamy problem z podobnymi sprawami. Mówię o obszcz...kach i fachowcach, którzy obiecują gwiazdki na niebie. Najlepiej mi się pracowało do tej pory z meksykanami. To ludzie cieżko pracujący i jak się z nimi dobrze dogadałem to robota w ich wykonaniu była szybka i wręcz nie do uwierzenia, że można coś zrobić tak szybko i tak fachowo. W mojej piwnicy, nie lubię tego określenia bo kojarzy mi się to z komórką na węgiel, a mam tam około 100 m2, po uzbrojeniu przeze mnie betonowych ścian w drewniane rusztowanie nascienne, przyszli i w jeden dzień położyli płyty gipsowe na ścianach i sufitach by po dwóch dniach położyć wzorek gipsowy gotowy do pomalowania. Malarz, tym razem mój kolega Polak, zrobił farby w jeden dzień. Czyli wszystko można zrobić znajdując fachowców , którzy stoją za tym co obiecują. Widzę, że u Was płotek idzie pełna parą i nadaje charakteru widoku na zewnątrz, a też dla Was poczucie estetyki, a także w jakiś tam sposób poczucie bezpieczeństwa od ulicy i kolejnego, ważnego kroku w wykonczeniu obrazu całości Waszego siedliska. Gratulacje! Marzy mi się robota u Was! Polecam swoje usługi w zakresie ogródków, nawadniania, kwiatów, drzewek, alejek i źródełek! Czy ja muszę całe życie jeździć ciężarówka z dyplomem informatyka? Siostrzyczko! Chętnie zmienię zawód na ogrodnika. Mam szansę?
Żarty żartami, płot to naprawdę wielki krok, a Wasz wygląda ładnie i estetycznie i myśle , że da Wam na tym etapie poczucie kolejnego spełnienia  w dalszych planach.
A teraz mała anegtota.
Jak się wprowadziliśmy do naszego domu tu, w kraju raju, to też mieliśmy ogromny ogródek bez płotów. Dookoła sama glina, łopaty nie można było wbić bardziej niż na pięć centymetrów. Szczęśliwi, że mamy to co chcemy, zabralismy się do spraw nas wtedy przerastajacych. Nie mniej, zajeliśmy się uzdadnianiem się naszego ogródka. Temperatury były wysokie, suchy klimat i parcie na na drinki też było wysokie. Pewnego dnia, Emila, schylona mocno w jednej części ogródka, usłyszała:   Emi, widzę konia!   Emi:   O, yea? Teraz ja:  Emi, widzę białego konia!
Emi:  Krzysiu, nie pij tyle! Jak się Emi obejrzała to rzeczywiście zobaczyła białego konia! I wtedy Emila na krótko uwierzyła , ze jestem abstynentem! U Was sarenki, a u nas mustangi, białe......
Obserwuje progres w Waszych działaniach bardzo uważnie i trzymam kciuki!!!!!



Trzymaj, Krzysiu, trzymaj (kciuki)! Przyda się!!!